piątek, 20 stycznia 2012

Powstanie państwa krzyżackiego

Powstanie państwa krzyżackiego

Autorem artykułu jest Jacek Gilewicz



Jeżeli myślisz, że powstanie nowego państwa z niczego to okres bardzo długi to jesteś w błędzie. Krzyżakom wystarczyły tylko cztery lata aby z małego gródka nad rzeką Wisłą zawładnąć wielkim obszarem z dostępem do morza.

Sprowadzenie Krzyżaków do Polski przez Konrada Mazowieckiego poprzedzała ponad dwustuletnia walka o zajmowane przez plemiona pruskie ziemie. Ich zajęcie dawało dostęp do morza a to przyczyniało się z kolei do znacznego wzrostu gospodarczego oraz obszarowego tworzącego się państwa polskiego. Organizowane więc były większe lub mniejsze zbrojne wyprawy na pruskie plemiona lecz ich skuteczność nie była zbyt wielka. Prusowie odgrodzeni od państwa Mieszka I i Bolesława Chrobrego szerokim pasem niedostępnej puszczy, jeziorami i moczarami czuli się bezpiecznie. Podczas napadów zniszczone zostały przygraniczne osady lecz nie udało się podporządkować żyjących tam plemion. Zazwyczaj mieszkający tam ludzie uciekali w głąb puszczy i wracali po wycofaniu się najeźdźcy.
Początkowo Prusowie nie byli zjednoczeni, nie posiadali własnego państwa ani żadnej władzy zwierzchniej. Szczep dzielił się na plemiona a te z kolei na włości. Granice między nimi wyznaczały puszcze i rzeki. Podczas zbrojnych konfliktów wybierany zostawał z pośród możnych wódz, który wiódł ich do walki. Miał on absolutny posłuch lecz śmierć jego w czasie bitwy kończyła zazwyczaj wojnę i nie był takiej siły, która zmusiłaby wojowników do dalszej walki. O ważnych dla plemion sprawach jak wojna, wybór wodza czy budowa nowych osad i umocnień decydował ogólnopruski wiec, zwoływany co jakiś czas a brali w nim udział wszyscy należący do danego związku terytorialnego Prusowie. Oprócz tego były też zgromadzenia możnych, gdzie zajmowano się sprawami bieżącymi, które z kolei przedstawiano właśnie na wiecach ogólnych. Lecz żaden z tych wieców nie miał żadnej władzy a ich działalność była dorywcza. Ciekawostką jest to, że zgoda wiecu musiała być zawsze jednomyślna a myślących inaczej karano śmiercią.
Prusowie wyznawali wiarę w słońce, księżyc, gwiazdy, ptactwo, zwierzęta a przede wszystkim w ogień. Ten palił się nieustannie w ich miejscach kultu podtrzymywany przez kapłanów.
O ile Chrobry myślał o zajęciu ziem pruskich tylko w kategorii powiększenia swojego państwa o tyle w późniejszym czasie za powód najazdów podawano chęć nawrócenia pogan na wiarę chrześcijańską. Organizowano za zgodą papieża wyprawy krzyżowe na Prusy.
Lecz z czasem żyjące do tej pory oddzielnie plemiona pruskie zaczęły się jednoczyć i organizować także zbrojne wypady na przygraniczne ziemie polskie. Najazdy te stawały się coraz częstsze a nie mogący sobie z nimi poradzić książę Konrad Mazowiecki postanowił sprowadzić do obrony swoich granic zakon rycerski. Początkowo był to hiszpański zakon – kalatrawensów, który został osadzony w Tymawie. Nie podołał on jednak roli jaką miał spełnić i w związku z tym Konrad zwrócił się z propozycją obrony ziem granicznych do niemieckiego zakonu Najświętszej Marii Panny. W lutym 1226 roku doszło do porozumienia lecz pisemnego aktu jeszcze nie sporządzono. Jak jednak pokazuje dalsza historia już w tym momencie zamysły i plany obydwóch stron były różne. Konrad myślał o obronie granic natomiast Krzyżacy o stworzeniu swojego państwa. Dla Zakonu była to dobra chwila gdyż w 1225 roku zostali wyrzuceni z Węgier przez króla Andrzeja II właśnie z powodu chęci usamodzielnienia się na nadanych im ziemiach.
W średniowieczu nadanie ziemi wiązało się z tym, że ofiarodawca zatrzymywał nad darowaną ziemią prawa zwierzchnie i zwierzchnią własność natomiast obdarowany uzyskiwał prawa użytkowe zazwyczaj na nie długi czas.
Takie też nadanie zrobił Konrad Mazowiecki zakonowi krzyżackiemu dając mu posiadłości na ziemi chełmińskiej i wieś Orłowo na Kujawach gdzie zbudował dla nich niewielki gródek nazwany przez Krzyżaków Vogelsang (Ptasi śpiew). Dokument taki został wydany w Bieczu dnia 28 kwietnia 1228 roku. W zamian za darowizną Zakon miał udzielić księciu pomocy przeciw Prusom. Dokument ten nie stwarzał dla Krzyżaków żadnych podstaw do tworzenia własnego państwa.
Ponieważ sprowadzeni rycerze nic do tej pory nie zrobili w kwestii obrony granicy (w Orłowie było ich tylko dwóch Konrad von Landsberg i drugi nie znany z imienia oraz kilkoro służby) Konrad sprowadził następny zakon rycerski. Otrzymał on ziemie między rzekami Wisłą, Skrwą i Drwęcą oraz zamek w Dobrzyniu. Od nazwy tej miejscowości rycerzy nazwano braćmi dobrzyńskimi. Oprócz tego bracia otrzymali także przywileje książęce i biskupie, które przyznawały zakonowi prawo sądzenia poddanych oraz zwolnienia od ceł i dziesięcin. Przybyłych rycerzy było czternastu i pochodzili oni z Meklemburgii a dokument nadania ma datę lipiec 1228 rok.
Mistrz krzyżacki Herman von Salza wykorzystując fakt, że pośredniczył w osiągnięciu zgody w sporze pomiędzy cesarzem niemieckim Fryderykiem II a papieżem otrzymał bullę potwierdzającą nadanie ziemi chełmińskiej przez Konrada Zakonowi. W dokumencie tym jest także mowa o tym, że zdobyte przez Zakon ziemie będą ich własnością a także o dręczeniu chrześcijan mieszkających na pograniczu przez pogańskich Prusów. Tak więc rycerze w habitach występują teraz w obronie udręczonych chrześcijan, za wiedzą papieża i jego przyzwoleniem.
W międzyczasie uzyskano jeszcze od Konrada nadanie zamku w Nieszawie wraz z czterema wsiami.
Mając zapewnioną własność zdobycznych ziem wyruszyli Krzyżacy na podbój Prus. Na zdobywanych przez siebie terenach, w miejscach strategicznych jak np. brody na rzekach budowali zamki i grody obronne. Prusowie ustępujący najeźdźcom uzbrojeniem, organizacją wojskową i taktyką pomimo swojej liczebnej przewagi wciąż się cofali oddając coraz więcej należącej do nich ziemi.
Ale zdobyte na Prusach terytoria nie wystarczały Zakonowi. Posuwał się on także do fałszowania dokumentów. I tak w 1234 roku sfałszowali dokument księcia Konrada datując go na 1230 roku wydany jakoby w Kruszwicy, na mocy którego książę zrzeka się wszelkich ziem, które zostały zdobyte na Prusach przez Krzyżaków. Przedstawiając ten dokument papieżowi Grzegorzowi IX otrzymali nową bullę gdzie papież ogłasza podbite ziemie własnością papieską i jednocześnie darowuje je na wieczyste użytkowanie Zakonowi. Tak więc powstanie państwa krzyżackiego stało się faktem.
W 1235 roku Krzyżacy wcielili do swojego zakonu braci dobrzyńskich wraz z ich ziemiami a Konrad nie chcąc utracić zwierzchnictwa nad ziemią dobrzyńską musiał zrzec się na korzyść Krzyżaków ziemi chełmińskiej. Dwa lata później terytorium państwa krzyżackiego znów się powiększyło po połączeniu się działającymi w Inflantach Kawalerami Mieczowymi.
Tak więc w ciągu prawie ośmiu lat z mającego swoją siedzibę w niewielkim gródku w Orłowie zakonu powstało wielkie państwo, które na zdobytych przez siebie ziemiach pruskich do 1310 roku założyło 27 miast a w 1410 roku było ich już 93. Wsi założonych w tym czasie powstało 1400 a ich mieszkańcy to głównie sprowadzani z Niemiec osadnicy. Osadnictwo takie przyczyniło się do niemieckiego charakteru państwa i do jego szybkiego rozwoju gospodarczego.
Nad całością kolonizacji czuwał wielki mistrz a nad realizacją komturowie. Państwo krzyżackie dzieliło się bowiem na pięć wielkich komturii – królewiecką, pokarmińską, bałgską, elbląską i dzierzgońska, z której wydzielono jeszcze komturię ostródzką. Komturia dzieliła się jeszcze na komornictwa i okręgi leśne. W okręgach leśnych osiedlano głównie ludność napływową niemiecką, która lepiej potrafiła poradzić sobie z karczowaniem lasów natomiast komornictwa zamieszkiwała ludność pruska. Z tego tez powodu początkowo obie te społeczności mieszkały oddzielnie i dopiero w XV wieku w miarę zasiedlania nowych terenów następowało ich wymieszanie.
Państwo krzyżackie powstało w niespełna osiem lat a właściwie to wystarczyły im cztery lata. Bowiem cztery pierwsze lata od roku 1226 do 1230 przebywający w Orłowie rycerze (dwóch) siedzieli bezczynnie i bezpiecznie bo odgrodzeni od Prusów rzeką Wisłą i dopiero przybycie Hermana Balka z 14 rycerzami zapoczątkowało zbrojną ekspansję w głąb ziem pruskich.

---

Jacek Gilewicz

http://www.ruinyizamki.pl


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Casanova w Paryżu

Casanova w Paryżu

Autorem artykułu jest Piotr Napierała



Najsłynniejsi Włosi, którzy odwiedzili XVIII-wieczny Paryż to oczywiście, dramaturg Carlo Goldoni, ktróry osiedlił się w stoliy Francji, mag i lekarz Cagliostro, oraz najsłynniejszy z nich, znany uwodziciel i dyplomata Casanova.

Wenecjanin Giacomo Casanova (1725-1798) był w Paryżu kilkukrotnie. W 1750 roku Casanova przybył do stolicy Francji po raz pierwszy, zaraz po zainkasowaniu 3 tysięcy dukatów wygranej w loterii weneckiej. Od dawna marzył o podróży do Paryża. Po drodze, w czasie pobytu w Lyonie, został przyjęty do loży masońskiej. Aktorka Rosa Baletti, o pseudonimie artystycznym Sylwia znalazła mu mieszkanie koło Komedii Włoskiej. Były to złote lata tego teatru. Na przedstawieniach zawsze był komplet. Szlachta zajmowała loże, a mieszczanie parter. Casanova czuł się świetnie w towarzystwie aktorów , gdzie poznał protegowanego Pompadour, pisarza Crebillona, olbrzyma mierzącego ponad 6 stóp wzrostu (o trzy cale wyższego niż Wenecjanin). Przez cały rok 3 razy w tygodniu Casanova chodził do Crebillona na naukę francuskiego. Ekscentryczny pisarz mieszkał z 20 kotami, gospodynią, służącym i kucharką. Palił fajkę, objadał się i pił dużo burgunda. Casanova szybko opanował francuski (pozostał mu tylko delikatny ślad włoskiego akcentu) , na tyle by móc tłumaczyć sztuki teatralne.

Casanova

Przekład libretta opery: Zoroaster wydał w Dreźnie, po czym przez Wiedeń powrócił do Wenecji, gdzie Inquisitori di Stato czyli policja państwowa oskarżyła go o czary (prawdopodobnie chodziło jednak o jego kontakty z ambasadorem francuskim Françoisem-Joachimem de Bernis (1715-1794), z którym Wenecjanin dzielił kochankę – podejrzewano go wiec o szpiegostwo na rzecz Wersalu) i 26 lipca 1755 roku aresztowała, osadzając w I Piombi – więzieniu pod ołowianym dachem Pałacu Dożów. W nocy z 31 października na 1 listopada 1756 roku Casanova i współwięzień, ojciec Marino Balbi zbiegli przez dziurę w dachu.

Szczęśliwie opuściwszy Republikę Wenecką, Casanova uciekł przez Niemcy do Paryża, dokąd przybył 5 stycznia 1757 roku. Był to dzień zamachu Roberta Damiensa, więc na progu pałacu wersalskiego na wszelki wypadek Wenecjanina zrewidowano . Poznał tym razem markizę de Pompadour, Fontenelle’a , Alemberta i markizę de Lambert, a także przesądną markizę Jeanne d'Urfé, którą przekonał, ze jest potężnym magiem. Załapał się wtedy, polecony przez byłego ambasadora a teraz ministra de Bernisa, do zespołu pracującego nad organizacją królewskiej loterii państwowej. Chodziło o zarobienie pieniędzy na wyrównanie bilansu szkoły wojskowej. Do zespołu należeli inny Wenecjanin Giovanni Calzabigi, finansista Duvernay i kontroler generalny Boulogne. Ówczesna loteria przypominała dzisiejsze lotto. Można było stawiać na 1-3 numerów na 90 piłeczkach. Losowano 5 piłeczek. Pierwsze wylosowane 18 kwietnia 1758 roku numery były to: 83, 4, 51, 27 i 15. Jeśli ktoś odgadł 1 numer z 5 wylosowanych, wypłacano mu wygraną 15 razy większą od wartości zakładu, jeśli 2 – 270 razy większą, a jeśli 3 - 5200 razy większą. Najwięcej zarabiali oczywiście udziałowcy-organizatorzy. Po pierwszym losowaniu Casanova był bogatszy o wielką sumę 50.000 franków (frankiem nazywano inaczej liwr), co miało zdaniem Roberto Gervaso odpowiadać 14 mln z 1990 roku , według innego źródła zarobił 1667 luidorów, co zdaniem Pablo Günthera odpowiadałoby sumie prawie pół miliona dzisiejszych euro . Dzięki loterii Casanova był bardzo popularny i wszędzie go zapraszano. Przez monarchię traktowany jak „swój człowiek” Wenecjanin wykonywał dla rządu i dla ministra de Bernisa misje dyplomatyczne w Dunkierce, a w 1758 w Amsterdamie (sprzedaż obligacji rządu francuskiego).

W 1759 roku Casanova założył manufakturę jedwabiu, nie miał jednak ręki do interesów (romansował z własnymi pracownicami, okradł go magazynier), w końcu zamknięto go za długi w For-l'Évêque, skąd wyszedł po 4 dniach odsiadki za poręczeniem wiernej markizy d'Urfé . Wyprzedał wówczas majątek i pojechał na kolejną misję do Amsterdamu, która tym razem się nie powiodła. Pojechał wówczas do Stuttgartu, stolicy Księstwa Wirtembergii, gdzie przegrał jednego wieczora (był pijany) 4.000 liwrów, czyli prawie milion dzisiejszych euro. Ponieważ nie mógł pokryć całej przegranej groziło mu zabranie jako rekruta do wojska Księstwa Wirtembergii. Uratował przy pomocy znajomych aktorów część swojego ruchomego dobytku i uciekł nocą do Szwajcarii. W 1758 roku udał się do Zurychu i do majątku Voltaire’a w podgenewskim Délices, jeszcze zanim Voltaire osiedlił się w tym samy roku w Ferney na granicy francusko-genewskiej. Liberał Voltaire i Casanova - konserwatysta i katolicki konformista nie dogadali się. Casanova stwierdził, ze Voltaire’owi nigdy nie uda się wykorzenić przesądów, a jeśli nawet byłoby to możliwe, to nie będzie czym ich zastąpić .

Przez Grenoble, Awinion, Marsylię, Tulon i Niceę, Rzym i Neapol, Casanova powrócił w 1762 roku do Paryża, by znów zostać magiem i kochankiem markizy d’Urfé, czyli „wspaniałej wariatki”, jak ja określał. Poznał u niej innego maga hrabiego Saint-Germain, którego określił jako dziwaka i kłamcę (być może był nieco zazdrosny o jego sławę). Do 1763 rok markiza d'Urfe zaczyna wątpić w moce Casnovy jako maga, więc Wenecjanin wyjechał do Londynu, skąd udał się do Warszawy, którą opuścił w 1766 roku z rozkazu króla Stanisława Augusta po pojedynku z podstolim wielkim koronnym Franciszkiem Ksawerym Branickim.

W 1766 roku przybywszy do Paryża musiał go zaraz opuścić, gdyż w przeciwnym razie groziłoby mu aresztowanie. Król wydał stosowny lettre de cachet, zapewne pod wpływem rodziny d'Urfe. W 1774 roku Casanova uzyskawszy odpuszczenie dawnych swych win przez rząd wenecki, powrócił do ojczyzny. Gdy w 1778 roku zmarł Voltaire, Casanova wydał pamflet wymierzony przeciw jego poglądom, prawdopodobnie by przypodobać się weneckim inkwizytorom .

Musiał znów opuścić Wenecję w 1782 roku, na skutek kłótni o pieniądze w pałacu Grimanich z hrabią Carlettim i gospodarzem Zuanem Carlem Grimanim, który poparł Carlettiego. Paryż odwiedził jeszcze tylko raz na krótko w 1783 roku. Podczas tego ostatniego pobytu poznał Benjamina Franklina.

---

http://anderelanderanderesitten.blogspot.com

http://baroquecomposers.blogspot.com

http://wolterianizm.blogspot.com

http://piotrnapierala.blogspot.com


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Fenomen historii

Fenomen historii

Autorem artykułu jest Emil Kowalski



Historia to wyjątkowy przedmiot szkolny, dział naukowy a przede wszystkim dziedzina życia. Ma swoją chrakterystyczną specyfikę. Różni się na tle innych dziedzin bowiem jest to dziedzina nezwykle elastyczna. O ile np. w Matematyce mówimy o błędzie, którym jest zły wynik działania o tyle w Historii, błąd jest pojęciem względnym.

Fenomen Histori tkwi w jej szczegółowości, która to jest niemal wieksza niż w obliczeniach. Mało tego Matematyka jest tym elementem, który także tworzy Historię. Przykładem oczywiście jest datowanie poszczególnych znalezisk. Szczegółowość Historii to monotonne nieraz poszukiwanie prawd. W tym wszystkim to właśnie jest najważniejsze. Prawda jaką odkrywamy poprzez liczne badania starych zapisów, znalezisk, relacji naukowych etc. nie jest prawdą bezwzględną. Każdy fakt musi zostać odpowiednio zinterpretowany i przyjęta zostaje, do oficjalnej wersji, prawda zaakceptowana przez większość badających Historię. I tutaj jest ten niesamowity klucz tej dziedziny. Mówiąc o błędzie, w Historii błąd może być odkryciem i tą własciwą prawdą. Stare zapisy są badane wg. przyjętych norm, lecz przecież nikt tak naprawdę nie może zbadać intencji kronikarzy.

Jan Długosz który opisuje dzieje Polski w swoich kronikach, jak wiadomo pisze swoim własnym językiem, używanym w tamtych czasach. Niektóre ze zdań są niemal niezrozumiałe dla współczesnego czytelnika. Można je także różnie interpretować oraz domyślać się na różne sposoby dokładnych dat i kierunków myślenia opisywanych osób. Dlatego własnie powstają czasem zbieżne opisy np. kolejności ruchu wojsk podczas bitew. Niejednoznacznie jest opisany dany moment a czasem z nawału słownictwa jakie wtedy używano, można inaczej odebrać, to kto w danej chwili się wycofał z pola.

Przykład ten pokazuje nam co może powodować różne opinie i ta granica błędu jest elastyczna. Zauważmy sobie jedną rzecz. Historyk, słysząc inną wersję wydarzeń, nie powie nam, że to jest źle. przynajmniej na początku tego nie stwierdzi. Przez chwilę przeanalizuje odpowiedź i wtedy dopiero staje się pewnym co do prawdy. Czasem ta błędna odpowiedź, której nie jest świadomy odpowidający może przyczynić się, że zaczynamy szukać źródeł i na naowo je analizować. Bywają przypadki, że właśnie w ten sposób, ktoś szukający odpowiedzi przez nie razdługie lata, nagle znajduje. To właśnie dzięki nagłej, niespodziewanej zmiany toku myślenia.

Fantastyczne w Historii jest to, że jest to fabuła jak w filmie. Wielu z nas uwielbia fantastykę ,czyta książki i ogląda programy nie tylko naukowe. Historia to nic innego jak własnie taki film. Możemy ją różnie odbierać, skakać pomiędzy "klatkami", zmieniać kadr. Czytamy ją na własny sposób i zawsze nam towarzyszy. Często, niemal codziennie oglądamy wiadomości. Tam większość doniesień jest związanych z historią. O ile ludzie mówiący, że to nie jest dla nich i nie chcą się uczyć ani badać historii o tyle samo co tak twierdzą, tak samo dużo się uczą, tyle, że nieświadomie.

Historia nas nie goni, nie zmusza nas do wysiłku. Historia potrafi bawić i towarzyszy nam zawsze. Tak długo jak istnieje Ziemia a więc i Historia, tak samo długo można by pisać na jej temat. To dziedzina nauki, która przez wszystkie pokolenia nam towarzyszyła, jest i będzie naszym niezbędnym elementem życia.

---

Emil Kowalski - historycznie.pl


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Cerkiew w Radrużu, drewno w gotyku zaklęte

Cerkiew w Radrużu, drewno w gotyku zaklęte

Autorem artykułu jest Roztocze Wschodnie



Świątynia wraz z dzwonnicą otoczona jest murem, co nadaje jej charakter obronny - taką funkcję pełniły kiedyś świątynie. Na placu cerkiewnym kilka krzyży, jednym z nich jest grób wójta Radruża, który życzył sobie aby pochować go w progu świątyni żeby każdy wchodząc do cerkwi deptał jego szczątki. Dlaczego? przeczytajcie...

images-stories-cerkwie-radruz-radruzgorka-300x201Cerkiew pod wezwaniem św. Paraskewy w Radrużu pochodzi z XVI wieku. Należy do najstarszych i najlepiej zachowanych obiektów drewnianego budownictwa cerkiewnego w Polsce. Konstrukcja została stworzona z drewna jodłowego i dębowego bez użycia gwoździ, ściany wzmacniane sa lisicami czyli belkami pionowymi a sama konstrukcja może przypominać ogromną budowlę z klocków lego. Cerkiew jest trójnawowa czyli składa się z trzech części, każda z nich ma inne przeznaczenie i wygląd.
Babiniec to część przeznaczona dla kobiet, do XX wieku przestrzeń ta była oddzielona od nawy głównej belką w podłodze, której przekroczenie było zabronione. Wyjątkiem był ślub i prace porządkowe w świątyni. Babiniec kryty jest dachem dwuspadowym, ma własne wejście. Będąc w babińcu zauważyć można jaśniejsze elementy drewnianych belek - to modrzew którym uzupełniano braki w jodłowych ścianach.
Badacze często zwracają uwagę na podobieństwo między cerkwią radruską a cerkwią w Potyliczu, oddalonym o 20 km, czemu poświęcimy więcej uwagi w kolejnym artykule.

Nawa główna to największy i najwyższy element konstrukcji przeznaczony dla gospodarzy, zwieńczona czworoboczną kopułą zrębową. Obecne wyposażenie cerkwi składa się z XIX wiecznych ławek z uchwytami na świece, ławy kolatorskiej Lubomirskich i ołtarzy bocznych. Część ta oddzielona jest od prezbiterium ścianą ikonostasową, w której wycięto specjalny otwór. Cerkwie zachwycają akustyką - tutaj wycięto specjalne otwory które wzmacniają dźwięk na zasadzie pudła rezonansowego. Nawę główną od prezbiterium oddziela ściana ikonostasowa z 1648 roku, stworzona przez malarzy potylickich. To że polichromia na niej ocalała graniczy z cudem biorąc pod uwagę że latami ciekła po niej woda. W tym roku polichromia zostanie odnowiona przez krakowskich konserwatorów i powróci ikonostas złożony ze złoconych ikon tablicowych, który obecnie znajduje się w Łancucie. Przedstawiona tu ikona przedstawia scenę ukrzyzowania z... fundatorami (około 1648 roku, zdjęcie ze zbiorów Muzeum - Zamku w Łańcucie)

wymiana gontu w 2011 rokuPrezbiterium czyli sankturarium to najważniejsza część cerkwi - oddzielona od nawy głównej ikonostasem, który jest granicą między ziemskim a niebiańskim, jest miejscem gdzie odbywa sie liturgia. Wejście do prezbiterium zarezerwowane było dla osób ze święceniami. W jego wnętrzu znajduje się ołtarz zrobiony z ręcznie robionych cegieł z szufladą na naczynia sakralne. Na ścianie znajduje się polichromia z 1648 roku z epitafium dla młodego chłopca. Polichromia przedstawia patrona zmarłego - archanioła Michała oraz Ojców Kościoła, są to Bazyli Wielki, Jan Złotousty i Grzegorz Teolog. Rodzina ufundowała również ikonę procesyjną którą widzicie na tej stronie. Przedstawia ona scenę ukrzyżowania i fundatorów, po prawej stronie klęczy wspomniany już Michał.

Roztocze Wschodnie w XVII wieku wielokrotnie było świadkiem najazdów, na straży rubieży stał wtedy między innymi hetman Jan III Sobieski, który w 1672 roku rozbił jasyr turecki pod Radrużem. Przyszły król wspomina w liście do króla Wiśniowieckiego o 2000 dzieci pozbieranych po tej potyczce na polu bitwy. W takich to czasach porwano żonę wspomnianego już wójta 34 letnią Marię Dubniewiczową - nawet kroniki ruskie mówia o niebywałej urody żonie radruskiego włodarza. Piękna branka miała szczęście w nieszczęściu, z Kamieńca Podolskiego trafiła aż do Istanbułu, gdzie została żoną doradcy sułtana. Zapewniła sobie glejt umożliwiający powrót do domu ale dopiero po jego śmierci,. Czekała na to długich 27 lat. Wróciła do Radruża pod przybraniem ubogiej wieśniaczki, tym sposobem przywiozła ogromne bogactwo nie ryzykując napaści. Wróciła i... mąż staruszek ma drugą żonę bo po 3 latach Marię uznano za martwą. Problem został rozwiązany polubownie - ksiądz pozwolił na wspólne życie trójki staruszków, zaś nasza bohaterka ufundowała za klejnoty tureckie remont cerkwi. W tym roku stary wójt zmarł i za grzech bigamii pochowany został pod drzwiami cerkwi.

Ikona z radruskiej cerkwiZa cerkwią znajduje się tablica ufundowana przez Marię Dubniewicz dla zmarłej żony swego syna Eliasza, który został wójtem po śmierci ojca,. tablica to wyjątkowa, bo napisy są wypukłe. Tekst jest w języku starocerkiewnosłowiańskim, w wolnym tłumaczeniu napisano:
"Tu położono ciało sławetnie urodzonej Katarzyny Eliaszowej Dubniewiczowej natenczas wójtowej radruskiej zmarła roku 1682 miesiąca marca dnia 20 przeżywszy wiosen wszystkiego 24 i miesięcy 4 i tak do Pana odeszła. Amen. 1682"
Oglądając cerkiew nie sposób nie zauważyć kostnicy zwanej swego czasu w przewodnikach chatką diaka - nawet jeśli to nie do końca prawda to nazwa to utarła się i jest używana nadal. kolejnym punktem na placu cerkiewnym jest grobowiec Andruszewskich, byłych właścicieli miejscowości Smolin i Huta Kryształowa. To tutaj powstawały unikalne kryształy, znane w całej Europie. Przykłady kunsztu artystów z Huty Kryształowej zobaczyć można w klasztorze franciszkanów w Horyńcu (żyrandol) i Muzeum Narodowym w Warszawie.

Dzwonnica bojowa, którą widzimy na placu cerkiewnym powstała także bez użycia gwoździ, charakterystyczne dla niej jest wejście, które wymuszało na każdym wchodzącym pochylenie się a to wiadomo, nie ułatwiało szturmu. Jeden sprawny rębacz potrafił zatrzymać w tym miejscu cały oddział. Taką to cerkiew macie okazję zobaczyć na Roztoczu Wschodnim. Czeka tu na Was.

---

więcej o Roztoczu na stronie www.roztoczewschodnie.pl


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Najemnik z Dywizjonu 303

Najemnik z Dywizjonu 303

Autorem artykułu jest wojadann



Chyba wszyscy czytali lub słyszeli o Dywizjonie 303 i jego bohaterskich pilotach. Ale nie wszyscy byli tacy do końca, szczególnie po wojnie. Ten artykuł jest o jednym z nich...

Niewielu z nas zna powojenną historię podpułkownika Jana Zumbacha, doskonałego pilota, uczestnika Bitwy o Anglię, jednego z dowódców Dywizjonu 303 w 1942 roku. Ten pilot myśliwski w powojennej rzeczywistości, jako jeden z nielicznych, potrafił się jakoś odnaleźć. A co robił? Przemycał - wszystko, czego w Europie (i nie tylko) wtedy brakowało i na co był popyt: papierosy, szwajcarskie zegarki, alkohol, broń...

Interes kwitł w najlepsze przez kilka lat, ale wkrótce Zumbach został "wykiwany" przez wspólnika, a i służby celne zaczynały się do niego dobierać na całego. Osiadł więc w Paryżu, ożenił się z Francuzką, miał syna. Za zaoszczędzone pieniądze kupił restaurację z dyskoteką i prowadził spokojne życie biznesmena. Ale chęć latania była silniejsza, a wojenne wspomnienia jeszcze żywe... I oto w 1961 roku w jego lokalu pojawia się tajemniczy gość, po którego wizycie nasz pilot zakupił bilet do Genewy.

W hotelu des Bergues spotyka się z Mojżeszem Czombe, samozwańczym prezydentem Katangi (to zbuntowana prowincja Konga - dawnej kolonii belgijskiej). Długa rozmowa i.... Zumbach (nazywający siebie John Brown) zostaje dowódcą sił lotniczych Katangi! Szybko organizuje swoją "armię". Z demobilu kupuje kilka samolotów, z Anglii ściąga swoich przyjaciół pilotów oraz mechaników. Spotyka się ze znanym najemnikiem, którego imię wkrótce zacznie siać strach i w tej części Afryki. To słynny Jean "Black Jack" Schramme. Gdy nadchodzi czas walki Zumbach i jego piloci atakują z powietrza wioski wierne rządowi, a siepacze Schramme'a dokańczają dzieła na ziemi - straty wśród ludności cywilnej sięgają tysięcy. Ten stan nie trwa wiecznie - interwencja sił ONZ, a przede wszystkim zniszczenie skromnych sił lotniczych Katangi przez samoloty ONZ (ze szwedzkimi załogami) powoduje, że Zumbach wycofuje sie z tej wojny i przez Angolę wraca do Paryża.

Mija kilka lat. W 1967 roku od Nigerii odrywa się jej bogata prowincja, Biafra. Podobnie jak Katanga, Biafra nie posiadała lotnictwa, a jego organizacją zajął się nie kto inny jak Zumbach! Siły lotnicze to nieco przesadzona nazwa - składają się bowiem z... jednego, zakupionego za 25 tysięcy dolarów, poamerykańskiego bombowca A-26 Invader. Jednak i to wystarcza do siania popłochu w wioskach, na lotniskach i w portach. W lipcu 1967 roku pilotowany przez Zumbacha samolot atakuje lotnisko
w Makurdi i odnosi niebywały sukces: w nalocie ginie szef sztabu armii nigeryjskiej, a kilka dni później kolejny nalot uszkadza blokujący port Harcourt nigeryjski niszczyciel. I jakby w kalejdoskopie powtarza się scenariusz: po początkowych sukcesach, armia rządowa odzyskuje inicjatywę i skutecznie gromi rebeliantów. Zumbach znów wraca do Paryża. I to już praktycznie koniec jego "afrykańskich" przygód, choć nie zaprzestaje handlu bronią (m.in. z nadwyżek polskiego wojska) i innych, nieco podejrzanych, interesów. Często bywa w Polsce, kontaktuje się z gen. Edwinem Rozłubirskim i przy jego pomocy zakłada firmę mającą zająć się legalnie handlem bronią (przy "życzliwej" aprobacie Służby Bezpieczeństwa). Ma przylecieć do Polski w 1986 roku, aby rozpocząć działalność.

3 stycznia 1986 roku w paryskim mieszkaniu zostaja odnalezione zwłoki Jana Zumbacha. Do dzisiaj nie znamy okoliczności śmierci, ale jego przyjaciele są przekonani, że nie zmarł z przyczyn naturalnych...

Ciało Jana Zumbacha zostaje przetransportowane do Polski i pochowane na cmentarzu wojskowym na Powązkach (kwatera D4, rząd 3, grób nr 2).

---

Więcej ciekawych artykułów na moim blogu


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Papiestwo i cesarstwo w świetle poglądów średniowiecznej polskiej szkoły prawa narodów.

Papiestwo i cesarstwo w świetle poglądów średniowiecznej polskiej szkoły prawa narodów.

Autorem artykułu jest Jacław



Historia prawa oraz historia doktryn politycznych i prawnych już dawno zwróciły uwagę, że doktryna polityczna i prawna Średniowiecza wyróżniała dwie władze: sacerdotium, czyli rząd duchowny i regnum, czyli rząd świecki.

Zainteresowanie średniowiecznych elit intelektualnych skupiało się wokół dwóch zagadnień: struktury wewnętrznej każdej z tych władz oraz ich wzajemnego stosunku [confer: J. Baszkiewicz, Państwo suwerenne w feudalnej doktrynie politycznej do początków XVI wieku, Warszawa 1964; K. Grzybowski, Historia doktryn plitycznych i prawnych. Cz. 2, Kraków 1962]. W XV w. stanowisko wobec tych problemów zajęła także polska szkoła prawa narodów, w osobach swoich dwóch najwybitniejszych przedstawicieli: Stanisława ze Skarbimierza, a zwłaszcza Pawła Włodkowica.

Stanisław ze Skarbimierza urodził się około 1360 r. Należał do stanu mieszczańskiego. Około roku 1380 podjął studia na wydziale sztuk wyzwolonych Uniwersytetu w Pradze. W dniu 19 września 1382 r. został dopuszczony do egzaminu na bakałarza, a w dniu 9 lutego 1385 r. został magistrem sztuk wyzwolonych.

W roku 1389 lub 1390 otrzymał święcenia kapłańskie. Był też w tym czasie doradcą królowej Jadwigi. Prawdopodobnie z jej inicjatywy rozpoczął w roku 1389 studia na wydziale prawa Uniwersytetu Karola w Pradze. W roku 1391 otrzymał tytuł bakałarza dekretów (prawa kanonicznego), a w roku 1396 doktora praw.

W tym czasie nadal pozostawał w ścisłym kontakcie z dworem krakowskim. Od roku 1390 wspólnie z Bartłomiejem z Jasła i Mikołajem z Gorzkowa należał do zespołu przygotowującego odnowienie Akademii Krakowskiej. Został też jej pierwszym po reaktywacji rektorem. Następnie, na żądanie Władysława Jagiełły, zajął się, wraz z innymi prawnikami, obroną polskiego stanowiska w sporze z Krzyżakami. W obradach soboru w Konstancji (1414-18) udziału nie wziął, choć z listów Pawła Włodkowica wynika, że z głównym obrońcą interesów Królestwa współpracował. W roku 1423 stał na czele prawników reprezentujących Polskę w sporze z Zakonem Krzyżackim.

Jednocześnie prowadził działalność dydaktyczną i kościelno-charytatywną (uzyskując kolejne godności kościelne). W źródłach występuje często jako arbiter, arbitrator, amicabilis compositor, specialis commissarius (episcopi Cracoviensis). Od roku 1419 zaangażował się w proces kanonizacyjny królowej Jadwigi. Włączył się też w zorganizowaną przez Akademię Krakowską polemikę z czeskimi husytami.

Zmarł w dniu 9 stycznia 1431 r. w Krakowie.

Na twórczość Stanisława ze Skarbimierza składają się traktaty akademickie i kazania. Napisał 523 utwory zgromadzone w 18 kolekcjach tematycznych. Za najwybitniejsze uważane jest 113 dzieł znanych jako Sermones sapientiales lub Sermones de sapientia Dei. Do pracy niniejszej wykorzystałem przetłumaczone na język polski mowy, które zebrał i opracował Mirosław Korolko. Są one zamieszczone w zbiorku pt. Mowy wybrane o mądrości [Mowy wybrane o mądrości, oprac. M. Korolko, Kraków 1997]. Niestety podstawowymi wadami tej antologii są jej niewielka objętość, a także jej popularno-naukowy charakter i ograniczony do minimum aparat krytyczny.

Paweł Włodkowic urodził się około roku 1370 w Brudzeniu nad Skrwą. Należał do stanu szlacheckiego i pieczętował się herbem Dołęga [T. Brzostowski, Paweł Włodkowic, Warszawa 1954, s. 45 – 46; L. Ehrlich, Rektor Paweł Włodkowic rzecznik obrony przeciw Krzyżakom, Kraków 1963, s. 7]. W latach 1385-87 podjął studia na wydziale sztuk wyzwolonych Uniwersytetu Karola w Pradze. W roku 1389 uzyskał stopień bakałarza sztuk wyzwolonych, a w dniu 25 lutego 1393 r. został magistrem artium. Jego profesorami byli wówczas Mauritius de Praga i Maurycy Rvaczka. W latach 1393-97 studiował na wydziale prawa, gdzie w 1396 r. uzyskał stopień bakałarza dekretów. Równocześnie w latach 1396-97 wykłada na wydziale sztuk wyzwolonych [T. Brzostowski, op. cit., s. 47; L. Ehrlich, op. cit. s. 7 – 8].

Jednocześnie wstąpił do stanu duchownego (od roku 1398 był scholastykiem poznańskim, następnie został obdarzony kolejnymi godnościami kościelnymi) [T. Brzostowski, op. cit., s. 48, 50, 53; L. Ehrlich, op. cit. s. 8, 10, 11].

Od roku 1404 studiował prawo na Uniwersytecie w Padwie, gdzie jego profesorem był król dekretystów, późniejszy kardynał i uczestnik soboru w Konstancji - Franciszek Zabarella. W dniu 25 września 1408 r. uzyskał stopień licencjata dekretów [T. Brzostowski, op. cit., s. 48 – 49; L. Ehrlich, op. cit. s. 8 – 9]. Według J. Fijałka w okresie studiów w Italii Paweł Włodkowic działał w kurii rzymskiej, reprezentując polskie stanowisko w kwestii krzyżackiej [J. Fijałek, Ostatnie słowo Pawła Włodkowica o Zakonie Krzyżackim, w: Przegląd Kościelny, T. 1: 1902, s. 269]. Miał być jedną z tych postaci, które przyczyniły się do wydania w dniu 5 września 1403 r. przez papieża Bonifacego IX bulli zakazującej Zakonowi najazdów na Litwę [Ibidem, s. 265 – 266].

Doktorat prawa uzyskał Włodkowic w Krakowie między 23 marca 1411 r., a 3 lutego 1412 r. Zgodę na promocję w Krakowie (a nie w Padwie) uzyskał od antypapieża Jana XXIII [T. Brzostowski, op. cit., s. 49; L. Ehrlich, op. cit. s. 9].

Od chwili promocji doktorskiej Włodkowic, zaliczony w poczet mistrzów Akademii Krakowskiej, wykładał na wydziale prawa. Jednocześnie prowadzi działalność publiczną skierowaną przeciwko Krzyżakom. Uczestniczy w procesie polsko-krzyżackim w Budzie. W dniu 12 maja 1414 roku złożył swe pełnomocnictwa z ramienia księcia mazowieckiego Janusza. W obecności polskiego uczonego pełnomocnik Zygmunta Luksemburczyka - Benedykt de Macra ogłosił wyrok rozjemczy. W końcu król Władysław Jagiełło zdecydował się na poddanie sporu z Zakonem pod rozwagę soboru, który zebrał się w Konstancji. Jednym z członków poselstwa polskiego został Paweł Włodkowic. Po desygnowaniu go do tej misji przez króla Uniwersytet, w celu podniesienia jego godności, powierzył mu funkcję rektora, którą piastował w latach 1414 i 1415.

W Konstancji polski jurysta pozostawał do końca soboru. Po powrocie do kraju w uznaniu zasług Akademia Krakowska powierzyła mu stanowisko prorektora. Ponadto nadal cieszył się zaufaniem króla, gdyż ten powierzył mu dalsze prowadzenie sprawy z Krzyżakami [T. Brzostowski, op. cit., s. 50 – 51; L. Ehrlich, op. cit. s. 10 – 11]. W 1420 r. uczestniczył w kolejnym arbitrażu Zygmunta Luksemburczyka w sporze polsko-krzyżackim. W dniu 6 stycznia 1420 r. we Wrocławiu przed obliczem Zygmunta Włodkowic podnosił prawa króla polskiego. Cesarz wydał jednak niekorzystny dla Polski wyrok, więc Władysław Jagiełło apelował do papieża Marcina V. Pełnomocnikiem króla mianowany został Paweł Włodkowic.

Po powrocie do Polski zajął się działalnością kościelną. Włączył się w proces kanonizacyjny królowej Jadwigi [T. Brzostowski, op. cit., s. 51 – 52; L. Ehrlich, op. cit. s. 11].

O ostatnich latach życia Pawła Włodkowica wiadomo niewiele. Więcej tu niejasności niż pewnych informacji. Nie jest nawet znana dokładna data jego śmierci. W każdym razie stało się to między 3 października 1435 r., a 5 października 1443 r. [T. Brzostowski, op. cit., s. 52 – 54; L. Ehrlich, op. cit. s. 12 – 13]

Naturalną konsekwencją charakteru działalności publicznej Pawła Włodkowica i materii, której ta działalność dotyczyła, jest to, że na jego twórczość składają się głównie trakty dotyczące problemu krzyżackiego. Ze względu na argumentację prawników Zakonu, wywodzących prawa Krzyżaków do zajmowanych ziem min. z nadań cesarskich lub papieskich, musiał zająć stanowisko w kwestii pozycji tych podmiotów w kontekście ówczesnego prawa narodów. Myśl Pawła Włodkowica będę starał się odtworzyć na podstawie jego dzieł wydanych w latach 1968-69 przez Ludwika Ehrlicha w trzytomowym zbiorze pt. Pisma wybrane Pawła Włodkowica. Antologia ta zawiera teksty łacińskie oraz ich przekłady na język polski i angielski. Jest tez zaopatrzona w aparat krytyczny.

W myśl poglądów polskich jurystów władza papieska pochodziła od Boga [Paweł Włodkowic, Quoniam error. Cz. 2, w: Pisma wybrane Pawła Włodkowica. T. 2, wyd. L. Ehrlich, Kraków 1968, s. 362 – 363; idem, Ad videndum, w: Pisma… T. 3, op. cit., Kraków 1969, s. 160 i 162]. Nie oznaczało to jednak całkowitej omnipotencji papieża. Jego władza była ograniczona przede wszystkim przez odwieczne i niezmienne prawo boskie i naturalne [idem, Ad videndum, op. cit., s. 179]. W traktacie pt. De annatis camerae apostolicae solvendis Paweł Włodkowic zauważył, że Kościół należy do wszystkich wiernych, dlatego papież, który w myśl poglądu tego kanonisty, był zarządcą wspólnoty wierzących w Chrystusa, nie może traktować spraw tej wspólnoty jako swoich osobistych [T. Brzostowski, op. cit., s. 51 – 52; L. Ehrlich, op. cit. s. 60]. Stąd wynikał wniosek o wyższości soboru, reprezentującego ogół wiernych, nad papieżem [K. Tymieniecki, Moralność w stosunkach między państwami w poglądach Pawła Włodkowica, Warszawa 1920, s. 6].

Bardzo istotnym zagadnieniem był stosunek między papiestwem, a władzą świecką, którą reprezentował w szczególności cesarz. Paweł Włodkowic zwrócił uwagę, że zagadnienie to było już w przeszłości wielokrotnie roztrząsane i nie wykształcił się w tej sprawie jednolity – powszechnie przyjmowany pogląd. Przypomniał, że z prawa rzymskiego wynikało, że cesarz jest panem świata, a także zwierzchnikiem pogan i Żydów [Paweł Włodkowic, O władzy cesarza odnośnie do niewiernych, w: Pisma… T. 1, op. cit., Kraków 1968, s. 39 – 40]. Jednakże stwierdził, że w prawie (rzymskim i kanonicznym) były sprzeczności co do kwestii, czy w sprawach świeckich cesarz podlega papieżowi. Jako że był kanonistą, wyraził pogląd, że w takiej sytuacji należało dać wiarę raczej literze kanonów niż prawu rzymskiemu. Postulował jednocześnie, by ani cesarz nie przywłaszczał sobie praw papieża, ani tez papież nie uzurpował sobie stanowiska cesarza [Ibidem, s. 41].

Wobec tego stwierdzenia bardzo istotne stało się odgraniczenie praw cesarza od kompetencji papieża. Analiza pism polskiego dekretysty skłania do przyjęcia wniosku, że był on zwolennikiem wniosku, której istotą była supremacja papiestwa nad cesarstwem. Obrazuje to już pogląd na samo pochodzenie władzy cesarskiej. Co prawda nie odbierał jej przymiotu boskiego pochodzenia, to jednak nie pochodziła ona od Stwórcy bezpośrednio (tak jak władza biskupa Rzymu), lecz pośrednio [Idem, Ad aperiendam. Cz. 1, w: Pisma… T. 1, op. cit., s. 227]. Zwierzchnictwo papieża wyrażało się w tym, że przeniósł on imperium z Greków na Germanów. Dokonał tego papież Leon III, koronując w Boże Narodzenie 800 r. Karola Wielkiego na cesarza rzymskiego. Logiczną konsekwencją prawa do rozporządzania korona cesarska była kompetencja do badania czy kandydat był godzien zasiąść na tronie Imperium oraz do zatwierdzania albo odrzucania elekta [Paweł Włodkowic, O władzy cesarza…, op. cit., s. 52; idem, Quoniam… Cz. 2, op. cit., s. 346 – 347; idem, Ad videndum, op. cit., s. 161 i 172]. Sprawa dysponowania insygniami cesarskimi wynikała oczywiście także kompetencja Głowy Kościoła do koronowania i namaszczania cesarza, a także do składania go z tronu [Idem, Quoniam… Cz. 2, op. cit., s. 356; idem, Ad videndum, op. cit., s. 172]. Sam wybór cesarza należał do książąt Rzeszy, którzy dokonywali tego aktu na mocy prawa pozytywnego, które otrzymali z ręki papieża [Idem, O władzy cesarza…, op. cit., s. 52; idem, Quoniam… Cz. 2, op. cit., s. 348].

Argumentacja, która uzasadniała wyższość papieża nad cesarzem była niezwykle skomplikowana. Argumenty natury prawnej przeplatały się w niej z argumentami o charakterze teologicznym lub filozoficznym. Punktem wyjścia dla rozważań nad tym zagadnieniem było ustanowienie świętego Piotra namiestnikiem i wikariuszem Jezusa Chrystusa na ziemi przez samego Zbawiciela. Mesjasz, gdy był na ziemi, wśród ludzi, z racji swojej boskości posiadał pełnie władzy duchownej i świeckiej. Przekazując apostołowi Szymonowi Piotrowi namiestnictwo scedował na niego prawa imperium niebieskiego i ziemskiego [Idem, O władzy cesarza…, op. cit., s. 46; idem, Quoniam… Cz. 2, op. cit., s. 345; idem, Ad videndum, op. cit., s. 167]. Wikariusz Syna Bożego otrzymał więc oba miecze [confer Łk 22, 38; Paweł Włodkowic, Quoniam… Cz. 2, op. cit., s. 351]. Papież jako następca świętego Piotra na urzędzie namiestnikowskim stał się sukcesorem – dziedzicem tych mieczy [Idem, Ad videndum, op. cit., s. 161 i 172]. Tym samym w jego rękach nastąpiło połączenie najwyższej władzy duchownej i świeckiej [Idem, O władzy cesarza…, op. cit., s. 42; S. Krzyżanowski, Doktryna polityczna Pawła Włodkowica, Kraków 1908, s. 4]. Stąd wniosek, że orzecznictwo w sprawach świeckich, podobnie jak duchownych, z łaski Boga należało do papieża. Jednakże Kościół, ze względu na istotę swoich zadań, nie powinien w sposób stały używać miecza świeckiego, który służy do uśmiercania przestępców i oddzielania duszy od ciała. Dlatego Kościół przekazał wykonywanie orzecznictwa w sprawach świeckich cesarzowi i innym królom jako swemu świeckiemu ramieniu [Paweł Włodkowic, O władzy cesarza…, op. cit., s. 47; idem, Quoniam… Cz. 2, op. cit., s. 351 – 352 i 354; idem, Ad videndum, op. cit., s. 171]. W ten sposób cesarz, w myśl koncepcji Pawła Włodkowic, był niczym Księżyc odbijający światło Słońca – papieża [Paweł Włodkowic, O władzy cesarza…, op. cit., s. 42 i 46; idem, Ad videndum, op. cit., s. 168]. Oznaczało to, że w doktrynie tej, cesarz występował jako narzędzie (sługa) lub administrator z ramienia papieża [Paweł Włodkowic, O władzy cesarza…, op. cit., s. 46; idem, Quoniam… Cz. 2, op. cit., s. 360; S. Krzyżanowski, op. cit., s. 5]. Właśnie w tym sensie władza cesarska mimo, że nadana od ludzi [Paweł Włodkowic, O władzy cesarza…, op. cit., s. 45], to jednak pochodziła od Boga i pośrednio – przez podporządkowanie pochodzące od wikariusza Chrystusowego [Idem, Ad aperiendam. Cz. 1, op. cit., s. 227] – z łaski tegoż Boga była przez cesarza sprawowana. Było bowiem wolą Stwórcy, aby imperator tę władzę wykonywał [Idem, O władzy cesarza…, op. cit., s. 48].

Odróżnienie tych dwóch godności (świeckiej i duchownej) uważał Włodkowic za podział jedynie faktyczny, a nie prawny [Idem, Ad videndum, op. cit., s. 173]. Ponadto, jego zdaniem, podział taki sprawił, że zwierzchność papieża istniała jedynie w zakresie samego urządzenia świata, a nie co do faktycznego wykonywania władzy (gdyż faktyczne wykonywanie władzy świeckiej przekazał on cesarzowi i królom). Stąd z zasady nie można było odwołać się od cesarza do papieża, chyba że prawo wyraźnie taką możliwość przewidywało [Idem, O władzy cesarza…, op. cit., s. 48]. Do sytuacji takich zaliczył wakat na tronie cesarskim, w trakcie którego papież wstępował w orzecznictwo cesarza [Ibidem, s 48; idem, Quoniam… Cz. 2, op. cit., s. 356], a także niedbalstwo lub niesprawiedliwość cesarza (lub innego sędziego świeckiego), gdyż miecz duchowny mógł karać niedbalstwo lub przestępstwo cesarza (lub szerzej każdego sędziego świeckiego) [Idem, O władzy papieża odnośnie do niewiernych, w: Pisma… T. 1, op. cit., s. 21; idem, Ad videndum, op. cit., s. 170].

W myśl polskiej doktryny prawa narodów rząd ziemski powinien mieć taki kształt jak rząd niebieski, gdyż uważano, że świat dolny jest normowany na wzór świata górnego [Idem, O władzy cesarza…, op. cit., s. 42 – 43]. Konsekwencją przyjęcia takiego poglądy było uznanie istnienia hierarchii bytów, w której nie istniały dwa jednakowo doskonałe. Według tej koncepcji najdoskonalszy byt stał na czele monarchii ziemskiej [Ibidem, s. 42 – 43; idem, Quoniam… Cz. 2, op. cit., s. 349]. Stąd zaistniała potrzeba określenia, który byt był najdoskonalszy. Zgodnie z kanonem filozofii średniowiecznej najwyższe i najdoskonalsze były byty najbardziej uduchowione. Dlatego dusza panuje nad ciałem, które uważane było za jej narzędzie. Wszystkie rzeczy doczesne skierowane były ku duchowym jako swemu celowi [Idem, Quoniam… Cz. 2, op. cit., s. 349 – 350]. Według poglądu Pawła Włodkowica skoro władza nad rzeczami duchowymi była doskonalsza od władzy nad rzeczami doczesnymi, a każda doskonałość wyższa obejmowała sobą doskonałość niższą, to papież dysponujący najwyższą władzą duchowną z istoty rzeczy dysponował także najwyższą władzą świecką. Oznaczało to, że papież jako duchowny sędzia wszystkich był zdolny do sprawowania sądownictwa także w sprawach świeckich. Zależność odwrotna nie istniała, żadna władza świecka nie miała kompetencji w sprawach duchownych. Stąd wniosek, że skoro najwyższą doskonałością nie był cesarz, któremu odmówiono jakichkolwiek kompetencji w sprawach duchownych, to był nią papież, który mógł z racji swej władzy duchownej oddziaływać także na sprawy świeckie [Idem, O władzy cesarza…, op. cit., s. 42 – 44; idem, Ad videndum, op. cit., s. 165 - 166]. Dlatego jak dusza panuje nad ciałem, tak papież panował nad cesarzem [Idem, O władzy cesarza…, op. cit., s. 45 – 46].

Ostatecznie Włodkowic wyróżnił trzy płaszczyzny, na których władza papieska (duchowna) była wyższa od władzy cesarskiej (świeckiej). Po pierwsze była wyższa co do godności gdyż duch jest wyższy niż ciało. Po drugie co do ustanowienia, gdyż kapłaństwo ustanawiało królestwo (tak jak Samuel dokonał pomazania biblijnego Saula na króla Izraela). Po trzecie miała pierwszeństwo powagę i moc, gdyż władza duchowna ustanawiała i sądziła sprawy doczesne [Idem, Quoniam… Cz. 2, op. cit., s. 356 – 357; idem, Ad videndum, op. cit., s. 172].

Wszystko co powiedziano o wzajemnym stosunku papiestwa i cesarstwa dotyczy oczywiście także stosunku papiestwa do innych państw chrześcijańskich. Również nad nimi papież miała zwierzchność z tytułu władzy namiestniczej otrzymanej od Jezusa Chrystusa [Idem, O władzy papieża…, op. cit., s. 28]. Mógł on sądzić chrześcijan występujących przeciwko prawu boskiemu [Ibidem, s. 30]. Stanisław ze Skarbimierza w Mowie o tych, którzy mają na względzie sprawiedliwość podkreślał, że zadaniem władców chrześcijańskich (także cesarza) było chronić prawa Kościoła [Stanisław ze Skarbimierza, Sermo de his, qui spectant ad iustitiam, w: Mowy…, op. cit., s. 48 – 49].

Istotną kwestią do rozstrzygnięcia był stosunek papiestwa do państw pogańskich. Należało rozważyć następujące zagadnienia: po pierwsze, czy papież ma jakiekolwiek zwierzchnictwo nad poganami, w szczególności tymi, którzy nie uznają jego władzy; po drugie, czy może on siła nawracać pogan na wiarę chrześcijańską; wreszcie po trzecie, czy może on rozporządzać ich ziemią i toczyć przeciwko nim wojnę tylko z tego powodu, że są poganami.

Co do pierwszego zagadnienia polska szkoła prawa narodów dała odpowiedź twierdzącą. Papież posiadał władzę także nad poganami, gdyż została mu ona przekazana wraz z wikariatem chrystusowym [Paweł Włodkowic, O władzy papieża…, op. cit., s. 28; idem, Ad videndum, op. cit., s. 176; S. Krzyżanowski, op. cit., s. 5]. Włodkowic podległość niewiernych papieżowi określił jako potencjalną (bierną) [Paweł Włodkowic, Quoniam… Cz. 2, op. cit., s. 361]. Zwrócił także uwagę, że niewierni związani są wyłącznie prawem natury. Nie wiąże ich natomiast ani prawo kanoniczne, ani rzymskie, ani nawet boskie. Dlatego nie uznają oni zwierzchnictwa papieża ani cesarza [Ibidem, s. 365]. Niemniej papieżowi przysługiwały w stosunku do nich pewne prawa. Obowiązany był on do troski o chrześcijan żyjących na ziemiach pogan. Stąd mógł ingerować w wewnętrzne sprawy państw pogańskich wydając polecenie, aby chrześcijanie nie byli w tych krajach prześladowani. Mógł on wyjąć chrześcijan spod orzecznictwa i władztwa pogańskich monarchów, a nawet, w wyjątkowych przypadkach , pozbawić ich władzy nad społecznością ochrzczonych [Idem, O władzy papieża…, op. cit., s. 33 - 34; S. Krzyżanowski, op. cit., s. 9; K. Tymieniecki, op. cit., s. 8]. W razie niewykonania polecenia mógł papież zastosować sankcje karną. Sankcja taka mogła być przez niego stosowana także w razie pogwałcenia przez pogan prawa natury, którym byli związani. Za czyny łamiące prawo naturalne uważał Włodkowic aneksje przez niewiernych ziem chrześcijan, przeszkadzanie chrześcijanom w sprawowaniu kultu religijnego lub prześladowanie wiernych, a także uniemożliwianie działalności misjonarzom na ziemiach pogan [Paweł Włodkowic, Quoniam… Cz. 1, op. cit., s. 226 - 227]. Papież mógł karać niewiernych także wówczas, gdy dopuszczali się bałwochwalstwa, a Żydów również wtedy, gdy postępowali niemoralnie, w szczególności wbrew prawu mojżeszowemu, oraz gdy przeciw temu prawu głosili herezje [Idem, O władzy papieża…, op. cit., s. 28 - 30; S. Krzyżanowski, op. cit., s. 9; K. Tymieniecki, op. cit., s. 8]. Sankcja karna mogła polegać na wojnie przeciw niewiernym. Jednakże musiała być ona wypowiedziana przez samego papieża (nikt inny w imieniu Kościoła nie mógł tego ważnie uczynić) [Paweł Włodkowic, O władzy papieża…, op. cit., s. 36]. Do prowadzenia wojny papież musiał użyć świeckiego ramienia, gdyż duchowni sami nie mogli prowadzić wojny, ani brać w niej czynnego udziału, ponieważ obowiązywał ich zakaz rozlewu krwi [Stanisław ze Skarbimierza, Sermo de bello iusto et iniusto, w: Mowy…, op. cit., s. 84 - 89].

Co do kwestii dopuszczalności nawracania niewiernych siłą wyraźnie przeciwko takiej możliwości wypowiedział się Paweł Włodkowic. Stwierdził, że papież może rozkazać niewiernym aby zezwolili na działalność misyjną na kontrolowanych przez siebie terytoriach. Przyjęcie wiary chrześcijańskiej, jako wynikające z łaski Boga, pozostawione zostało ich woli. Wszelkie próby siłowego nawracania byłyby sprzeczne z prawem natury i prawem boskim [Paweł Włodkowic, O władzy papieża…, op. cit., s. 36].

W zakresie zagadnienia trzeciego polscy juryści stwierdzili, że poganie posiadają państwa zgodnie z prawem natury i prawem narodów [Stanisław ze Skarbimierza, Sermo de bello…, op. cit., s. 106]. A ponieważ posiadanie przez nich państw było zgodne z prawem ziemie ich nie były własnością papieża. Stąd nie mógł on nimi rozporządzać i wszelkie papieskie nadania dotyczące tych ziem były ipso iure nieważne [Paweł Włodkowic, Ad aperiendam. Cz. 1, op. cit., s. 233; idem, Quoniam… Cz. 1, op. cit., s. 239; S. Krzyżanowski, op. cit., s. 10; K. Tymieniecki, op. cit., s. 11 i 25].

Papież nie miał prawa odbierać niewiernym ziem, nawet z racji tego, że dawniej należały do Imperium, gdyż przeciw Imperium nastąpiło na tych terenach zasiedzenie [Paweł Włodkowic, O władzy papieża…, op. cit., s. 24 – 25]. Jedynym wyjątkiem była Ziemia Święta, która według poglądów polskiej doktryny była podbita przez Rzymian w sprawiedliwej wojnie, a następnie Imperium zostało jej w niesprawiedliwie pozbawione. Niesprawiedliwość tego pozbawienia spowodowała, że zasiedzenie Palestyny nie mogło nastąpić, dlatego prawa papieża - sukcesora Imperium Rzymskiego - nie uległy przedawnieniu i może on starać się o jej odzyskanie [Ibidem, s. 20 – 21; Stanisław ze Skarbimierza, Sermo de bello…, op. cit., s. 106 – 107].

Należało także tolerować panowanie pogańskich władców nad chrześcijańskimi ludami, gdyż ich władza, tak jak i władza monarchów chrześcijańskich, była piastowana z woli Boga. Oczywiście nie należało takich władców tolerować jeżeli ich panowanie zagrażało bezpieczeństwu religii chrześcijańskiej lub wiernych [Paweł Włodkowic, O władzy papieża…, op. cit., s. 37].

W kwestii ewentualnej hegemonii cesarza nad pozostałymi monarchami chrześcijańskimi Włodkowic przyznał, że istniał pogląd, że cesarz był panem świata. Uważał jednak, że nie dotyczy to rzeczywistości, a jedynie zdolności. Cesarz był panem co do starania i troski. Wszystko jest cesarza nie oznaczało, że był on właścicielem wszelkich dóbr, ale że do niego należało orzecznictwo i opieka [Idem, O władzy cesarza…, op. cit., s. 39 – 40; idem, Ad aperiendam. Cz. 1, op. cit., s. 230; idem, Quoniam… Cz. 1, op. cit., s. 239]. Władza cesarza, otrzymana od Boga za pośrednictwem Głowy Kościoła, mogła być wykonywana jedynie w stosunku do tych, którzy imperatorowi faktycznie podlegali [Idem, Ad videndum, op. cit., s. 176]. W szczególności, jak zauważył Włodkowic, królowie Hiszpanii i Francji nie uznawali i nie podlegali władzy cesarza [Idem, Quoniam… Cz. 2, op. cit., s. 345]. Oznaczało to odrzucenie koncepcji uniwersalizmu cesarskiego i przyjęcie doktryny suwerenności państw [K. Tymieniecki, op. cit., s. 6]. Jak stwierdził Stanisław ze Skarbimierza król i cesarz nie mają nad sobą zwierzchnika, tak iż są sobie równi [Stanisław ze Skarbimierza, Sermo de bello…, op. cit., s. 88 – 89].

Co do stosunku na płaszczyźnie cesarz - poganie Włodkowic przypomniał, że istnieją trzy sposoby powstawania władzy. Mogła ona powstać albo z nadania Boga uczynionego przez znaki, albo przez zgodę tych, którzy są rządzeni, albo przez siłę i gwałt. Stwierdził, że jedynie władza, która powstała na mocy dwóch pierwszych sposobów jest legalna i sprawiedliwa. Ponieważ nic nie wiadomo, by Bóg dał cesarzowi władzę nad poganami, ani by ci sami na jego władzę się zgodzili, przeto ewentualna władza cesarza nad niewiernymi byłaby jedynie bezprawną, opartą wyłącznie na fakcie uzurpacją i tyranią [Paweł Włodkowic, O władzy cesarza…, op. cit., s. 56 - 57; idem, Quoniam… Cz. 2, op. cit., s. 362 - 363]. Konsekwencją tego było odmówienie cesarzowi jakichkolwiek praw do ziem niewiernych. Dlatego wszystkie jego nadania dotyczące tych ziem były z mocy prawa naturalnego i prawa narodów nieważne, zgodnie z zasadą nemo plus iuris ad alium transfere potest quam ipse habet [Idem, O władzy cesarza…, op. cit., s. 58; idem, Ad aperiendam. Cz. 1, op. cit., s. 229 - 230; idem, Quoniam… Cz. 1, op. cit., s. 239; S. Krzyżanowski, op. cit., s. 10; K. Tymieniecki, op. cit., s. 11 i 25].

Przeciwko wszelkim uzurpacjom i gwałtom poganie mieli prawo do obrony, które jest właściwe wszystkim ludziom z mocy prawa natury. Mogli więc toczyć wojnę sprawiedliwą zarówno sami, jak i w sojuszu, także przeciw chrześcijanom [Stanisław ze Skarbimierza, Sermo de bello…, op. cit., s. 100 – 109].

Włodkowic stwierdził, że nawet gdyby przyjąć, że cesarz był zwierzchnikiem pogan, to i tak nie mógłby on rozporządzać ich państwami, gdyż posiadali je zgodnie z prawem narodów [Paweł Włodkowic, Ad videndum, op. cit., s. 177]. Ponadto łamaniem prawa naturalnego byłoby pozbawianie ich praw bez dania im możliwości obrony, w szczególności możliwości przedstawienia swojego stanowiska [Idem, Quoniam… Cz. 2, op. cit., s. 367].

W myśl polskiej doktryny prawa narodów na czele świata stała władza duchowna. Szkoła polska broniła koncepcji koncyliaryzmu, czyli poglądu o wyższości soboru nad papieżem. Jednakże zawsze bronili poglądu o wyższości papieża nad cesarzem [K. Tymieniecki, op. cit., s. 6]. Jak stwierdził Włodkowic: Imperium jest od Boga nie bezpośrednio, lesz przez należytą i wtórną emanację namiestnika Chrystusowego. Czyli jest ono od Boga, który zarządził i chce aby te dwa miecze były stosowane przez różnych, ale (…) mają ono między sobą porządek, aby mniejszy wychodził od wyższego [Paweł Włodkowic, Ad videndum, op. cit., s. 173]. Papieską supremację uzasadniano przy pomocy utrwalonych już konstrukcji teoretycznych, takich jak np. teoria dwóch mieczy, teoria namiestnictwa, czy teoria wikariatu. Władza papieża nie była jednak nieograniczona. W myśl poglądów głoszonych przez przedstawicieli polskiej doktryny prawa narodów granice tej władzy były wyznaczone przez prawo boskie i naturalne.

Polscy juryści obrzucili system polityczny cesarstwa [K. Tymieniecki, op. cit., s. 5]. Podważyli całkowicie uniwersalizm cesarski, przyznając suwerenność każdemu królestwu, w myśl zasady rex est imperator in regno suo [Ibidem, s. 6].

Największą nowością w myśli polskiej szkoły prawa narodów było przyznanie poganom statusu pełnoprawnego członka społeczności międzynarodowej. Kraje pogańskie były z mocy prawa natury takimi samymi podmiotami prawa narodów jak monarchie chrześcijańskie. Posiadały takie same prawa i mogły korzystać z takich samych środków do ich obrony jak królestwa chrześcijan. Stwierdzono, iż niewierni także mieli prawo prowadzić wojnę sprawiedliwą, nawet przeciw chrześcijanom [Stanisław ze Skarbimierza, Sermo de bello…, op. cit., s. 100 - 109].

---

Jacław

Temida i Klio - Historia Prawa


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl